Strony

piątek, 19 września 2014

1. "Dwadzieścia jeden."

"Nie widziałam cię już od miesiąca. I nic. Jes­tem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza."  - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


3 luty 2013r,
Paryż, 10:11.


To nie tak, że jej życie składało się wyłącznie z pecha. Po prostu zbyt długo była szczęśliwa, a teraz nie pozostało jej nic, jak grać samotność. Życie przybrało bieg zupełnie jak w filmach, puszczanych wszędzie i na okrągło. Schemat "zaczyna się wspaniale, a potem żyli długo i szczęśliwie" jednak miał bieg nieco odwrotny od głównych fabuł, bo zaczęło się od gwałtu, który jest odmianą raczej złą, niż dobrą. Potem dzięki temu odnalazła szczęście, by w ciągu jednej sekundy odmienić to w niewyobrażalnie głęboki ocean smutku. Szkoda, że ona w tym wszystkim musiała odgrywać główną rolę. 



Siedziała na pikowanej kanapie, w wynajętym pokoju hotelowym. Jego wnętrze było zbyt cukierkowe i w zupełności nie pasowało do jej humoru. W końcu blady róż w połączeniu z sosnowymi meblami i kremowym, puchatym dywanem, ma raczej dalekie powiązanie z czarną rozpaczą i smutkiem. Nawet widok Wieży Eiffla, rozprzestrzeniający się zza balkonowego okna nie pomagał na jej złamane serce. Minęło dwadzieścia jeden dni, odkąd ich zobaczyła, a ona nie wiedziała dalej co zrobić ze swoim życiem. Przecież było im razem tak dobrze, co zrobiła źle? Maya załkała cicho, tuląc do siebie jedną z poduszek. Czasem nastawały takie chwile, gdzie żałowała, że nie została by ich wysłuchać. Po prostu włożyła słuchawki do uszu, zabrała z powrotem swoje walizki i wyszła, topiąc się łzami. Później dzwonili do niej, zostawili nawet list, w jej starej pracy z wyjaśnieniami, ale ona nie mogła tego znieść. Nie mogła znieść prawdy, jaką w nim umieścili. Wciągnęła powietrze nosem, chcąc się uspokoić. Do jej nozdrzy doleciał zapach herbacianych róż, aż ją zemdliło. 



Wstała z miękkiego obicia i na drżących nogach, wyszła na balkon. Owiało ją orzeźwiające, zimowe powietrze. Jej blond włosy poruszyły się delikatnie, zlatując z jej wychudzonych ramion. Ile straciła na wadze nie jedząc przez ostatni czas? Pięć kilo, może dziesięć? Ile łez wylała przez osobę, którą kochała najbardziej na świecie? Która dała jej schronienie po gwałcie, po utracie bliskich? Nie potrafiła zliczyć nieprzespanych nocy, a jedyne co siedziało w jej głowie to przeszło milion siedemset sześćdziesiąt cztery tysiące i sześćset sześćdziesiąt uderzeń zegara. Liczyła czas jaki straciła przez te dwadzieścia jeden i pół dnia rozpaczy. I gdzie w tym wszystkim jest Rosalie? 



- Dokąd doprowadziło Cię to cholernie liczenie, Maya? - wychrypiała, pytając samą siebie. 



Drżącymi dłońmi wyjęła z opakowania papierosa i zapaliła go, zaciągając się mocno nikotynowym dymem. Od ostatniego czasu, tylko to potrafiło ją rozgrzać. Popiół pomału opadał na wykafelkowany balkon, wraz z każdym kolejnym zaciągnięciem. Przez jej głowę zaczęły przechodzić różne myśli. Nie miała po co żyć, nie miała dla kogo żyć? A gdyby tak skoczyć?  Nachyliła się nad barierką. Ludzie na chodniku byli śmiesznie mali. Rozłożyła dłonie i odetchnęła głęboko, papieros wypadł jej z dłoni... 


"Don't make it true
 Don't jump
 The lights will not guide you through
 They're deceiving you
 Don't jump
 Don't let memories go of me and you
 The world is down there out of view
 Please don't jump"

- Tokio Hotel, Don't Jump


Nie potrafiłaby skoczyć. Cofnęła się, a jej źrenice poszerzyły się do maksymalnych rozmiarów. Jej ciało zderzyło się ze ścianą, pod wpływem gwałtownego wiatru. Odetchnęła głęboko raz jeszcze i poczuła ciężar, który opuszcza jej serce. Przed chwilą chciała się zabić, a jakiś niewidzialny podmuch, całkowicie wywiał jej to z głowy. Popełnić samobójstwo przez miłość?

- Maya, ale z Ciebie idiotka. - Jej głos nadal chrypiał od krzyczenia po nocach w poduszkę. - Nie zabijesz się przez miłość, nie możesz. Przecież to ona Cię uratowała. - Zaczęła mówić do siebie, krążąc po balkonie bosymi stopami. - Czas wziąć się za siebie, czas zapomnieć. 

Poczuła się inaczej, silniej. Otarła oschnięte na policzkach łzy i weszła z powrotem do pokoju, przyglądając mu się. Wszystko było w nienaruszonym stanie prócz łóżka i kanapy. Swoje kroki skierowała do łazienki, która swoją przestronnością urzekła ją dopiero teraz. Brązowe kafelki współgrały z białymi półkami i rogową wanną, a dodatki w postaci świeczek i suszonych kwiatów tylko dodawały jej uroku. Uwagę Mayi przykuło jednak lustro, a raczej odbicie w nim. Zakryła usta, które rozszerzyły jej się w zdziwieniu, a oczy na nowo zaszły się łzami. Doprowadziła się do strasznego stanu. Ściągnęła z siebie rozciągnięty sweter i  leginsy, zostając jedynie w bieliźnie. Jej skóra przybrała niezdrowy, biały wręcz odcień, miejscami zszarzały. Nogi i dłonie przypominały chude patyki, a kości biodrowe zaczęły jej już pomału wystawać. Jak tak dalej pójdzie, to będzie sobie mogła z nich zrobić wieszaki. Przejechała drobnymi dłońmi po żebrach, które zaczęły być widoczne i jęknęła głośno, czując ból. Nie był on wcale cielesny, a dochodził wprost z jej serca. Dotknęła swojej twarzy, sprawdzając czy to aby na pewno jest ona. Jakże się zawiodła, gdy dotarło do niej, że to naprawdę jej odbicie. 

- Czas stanąć na nogi Maya, czas zacząć żyć i opuścić Paryż. - Mówienie do siebie pomagało jej w zorganizowaniu się.  - Tu nie masz już nikogo, nie masz Rosalie, nie masz rodziców, nie masz miłości. - wymieniała, a to zamiast dołować, budowało ją. 

Wymeldowanie się z pokoju, prysznic i spakowanie się, zajęło jej raptem godzinę. Chciała zacząć żyć na nowo, ze starym życiem za sobą. Swoje ubrania oddała potrzebującym, zostawiając sobie tylko to, co miała założone. W plecaku zostawiła jedynie list, portfel, laptopa i czystą bieliznę. Złapała taksówkę i wyruszyła na lotnisko. A tam?...

- Poproszę bilet na najbliższy lot do Niemiec - zakomunikowała. - Och, jest do DÜsseldorfu za godzinę? Wspaniale, poproszę.



~*~


Bang, bang. Oto rozdział pierwszy. Drugi będzie, jak się napisze. Obstawiam niedzielę, bo mam dość spore pokłady weny i zamierzam to wykorzystać. Mam nadzieję, że wam się podoba i przypominam; zakładka "bohaterowie" czeka :)

Całuję i pozdrawiam serdecznie,
Snovi! :*

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam wszystko co napisałaś w zakładce Bohaterowie i jestem zafascynowana już tą historią niesamowicie. Niewiele się jeszcze dzieje, ale już zwyczajnie mnie zaczarowałaś!
    A przechodząc do odcinka... Dobrze, że Maya jednak zebrała się w sobie i znalazła siły by się podnieść spod ciężaru przytłaczających ją wydarzeń. Miłość jest ważna w życiu, ale nie powinna być powodem odbierania sobie życia... Przecież jeszcze tak wiele może się wydarzyć i jestem pewna, że się wydarzy. Inaczej nie powstałaby ta historia ;)
    Jestem ciekawa tego jak Maya pojawi się w życiu chłopaków. Wspomniałaś o tym przy opisie bohaterów i zaintrygowało mnie to bardzo ;p
    Dlatego czekam niecierpliwie! Dużo weny ;* Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Do Niemiec, to duży odskok skoro mieszkała w Paryżu. Ale krok w dobrą stronę dla niej, ja bym zostawiła sobie trochę więcej rzeczy, jednak jak widać Mayi były one zbędne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobają mi się twoje rozdziały - krótkie, treściwe. Ja piszę strasznie chaotycznie, ale ty masz wszystko uporządkowane. Maya jest z pewnością silną kobietą i poradzi sobie z ogarnięciem swojego życia na nowo. Zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej! Czytam resztę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaintrygowala mnke ta historia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow.
    Miałam wielką nadzieję, że Maya się nie podda, że będzie twardo stąpać po ziemi i nie popadnie w depresję. I może nie trwała ona zbyt długo, ale i tak pozostawiła po sobie ślad. Liczę, że podróż do Niemiec pozwoli jej stanąć na nogi i odnajdzie szczęście.

    OdpowiedzUsuń