"Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej
przypadkowym w naszym życiu."
- Julio Cortázar
Siedziała w salonie, przypatrując się czwórce zdziwionych mężczyzn. Maya
była dla nich zaskoczeniem, zresztą ze wzajemnością. Bo któż by się spodziewał,
że coś takiego będzie miało miejsce? Niby powinna się domyślić, że oni to
oni... Ale może cofnijmy się do początku.
Wiedziona przez Georga mijała kolejne niemieckie uliczki, co jakiś czas
przystając by złapać haust powietrza czy też by popatrzeć na interesującą ją
architekturę miasta, które tak bardzo lubiła. Zaraz po Paryżu oczywiście. Nie
spodziewała się, że ten dzień może być jeszcze bardziej zagmatwany. Dopiero, co
wylądowała, zjadła okropny, ale syty, obiad, poznała Ninę i porzuciła część swej
miłości, a teraz jeszcze Listing. Miała nadzieję, że na razie życie zastopuje z
tymi niespodziankami, ale cóż. Jak zwykle się myliła.
Weszła na teren jednorodzinnego domu przyjaciela, początkowo przechodząc
przez białą drewnianą furtkę ze znakiem, na którym przekreślone było zdjęcie
agresywnego psa i wklejone zdjęcie Buddy'ego, a obok napis w języku
niemieckim. "To, że nie jestem Pitbullem nie oznacza, że nie mogę
ugryź Cię w tyłek. W końcu to mój teren." Maya mimowolnie
parsknęła śmiechem, obserwując kątem oka jak George przygląda jej się z
zaciekawieniem.
- To gdzie masz tego swojego Pitbulla, he? - zagadnęła rozbawiona, nerwowo
bawiąc się końcówkami włosów, zaczerwionymi już od zimna palcami.
- W domu, wylęguje się z gośćmi. Nie masz pojęcia, jakie to leniwe zwierze
jest. - Odparł przekręcając klucz w zamku, by chwilę później uchylić je i
wpuścić kobietę przodem.
Na te słowa uśmiechnęła się pod nosem.
Zastanawiała się, jakich gości ma Georg? I czemu od tak wyszedł z domu, skoro
oni tam byli? Miała nadzieję, że nie trafiła w sam środek kłótni, bo kolejnej by
nie przeżyła. Niepewnie przekroczyła próg domu, czując jak gorąc bucha w jej
drobne ciało, aż przeszły ją dreszcze. Nie zdążyła nic zrobić, gdyż trzy psy rzuciły się na nich, by przywitać ich w domu. Buddy i dwa inne, których jak dotąd imienia nie znała.
- To Pumba - wskazał najpierw mniejszego, a potem większego pupila. - A to jest Scotty.
Maya kucnęła, by się z nimi przywitać, a gdy zadowolone psiaki w końcu odeszły, mogła wstać i się rozejrzeć. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to masa
butów na podłodze, potem szafa komandor[1] z lustrami, znajdująca się po jej
lewej stronie, a na sam koniec czekoladowe ściany pokryte masą zdjęć. Niepewnie
zsunęła z siebie plecak, kładąc go ostrożnie na ziemi. Za pomocą mężczyzny zdjęła ze swych
drobnych ramion płaszcz, wkładając do jego rękawów szalik i czapkę i podała mu odzienie, które zaraz schował do szafy. Z nóg ściągnęła czarne botki i
westchnęła ciężko, czując się już zmęczona. Po ostatnich minionych przeżyciach i podróży. Schyliła się
ponownie po plecak, zarzucając go sobie na jedno ramię i spojrzała na Georga,
który teraz przepatrywał się jej ze zmartwieniem. Och, on doskonale wiedział,
że coś jest nie tak, a utwierdzały go w tym jej smutne oczy.
- Chodź, przedstawię Cię, a potem zrobię Ci herbatę, w porządku? - odparł,
a ona wyczuła, że chcę dać dziś spokój, ku jej uldze. W końcu nie była pewna
czy dałaby radę opowiedzieć mu to wszystko, co jej się przydarzyło.
Skinęła głową w geście zgody i poprawiła swój szeroki czarny sweter z
kołnierzem, dłonią przeczesała długie do pasa włosy, lekko je roztrzepując. Na
usta przywołała uśmiech i już była gotowa. W końcu odgrywanie ról mam
już we krwi. - Pomyślała, krzywiąc się lekko i podążyła za przyjacielem w
stronę, jak się domyślała, salonu, z którego coraz głośniej dało się słyszeć
śmiechy i rozmowy.
- No Geo, gdzie Cię wcięło! Miałeś iść tylko po fajki, a nie było Cię ponad
godzinę! - usłyszała znajomy głos, mówiący do jej przyjaciela. Przystanęła
niepewnie za jego plecami czując jak krew pomału zaczyna wrzeć ze
zdenerwowania.
- Znalazłem taką małą przeszkodę po drodze i nie mogłem się jej oprzeć,
więc przyprowadziłem ją ze sobą. - Odparł, uśmiechając się lekko i zrobił krok
w bok, odsłaniając tym samym jej ciało.
Nie była mała, miała 173cm wysokości, ale nadal to pięć mniej niż wzrost
Georga. Była za to niebywale krucha ciałem, przez co przyjaciel zawsze mówił na
nią "mała", "kruszyno" czy też "wieszaku". Nigdy
się o to nie obrażała, bo zawsze miała przygotowaną ripostę, ale nie tym razem.
Gdy tylko przyjaciel usunął się w bok, stanęła jak sparaliżowana. Nie tego się
spodziewała, choć niewątpliwie jakiś ciężar spadł z jej serca, bo była
nastawiona na kogoś dużo, dużo gorszego.
"And what I
need is someone to save me
'Cause I am goin'
down
All the way
down"
-The Pretty Reckless, "Goin' down"
- MAYA?! - usłyszała z ust trójki mężczyzn w tym samym czasie, którzy
chwilę później stanęli na równe nogi.
- Skąd ją znacie? - zapytał Georg, lekko zdziwiony, ale też i zaciekawiony.
- Albo skąd Ty znasz ich i czemu o tym nie wiem?
Stała tak nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. To naturalne, że była
w szoku, bo jak do cholery mogła nie połączyć faktów, że ONI to ONI. W końcu to
cholerne Tokio Hotel, które kiedyś słuchała, jako gówniara. Jak to się stało,
że wcześniej nie dodała dwu do dwóch i nie połapała, że poznała cały skład,
tylko, że osobno i w różnych odstępach czasowych. Ba! Przecież wiedziała, że
Listing jest z tego zespołu, ale nigdy nie przykuwała do tego dużej wagi, bo
przecież kochała go za to, że był jej przyjacielem, a nie za to, że był sławny.
Wolnym krokiem podeszła do sofy, na którą położyła plecak i westchnęła ciężko,
zaraz przenosząc swoje niebieskie spojrzenie na każdego z kolei.
- Przede wszystkim, miło mi was wszystkich znów zobaczyć, naprawdę. -
Rzuciła kąśliwie. - Też się bardzo cieszę, że was widzę. Nie musicie mnie tak
wylewnie witać, doprawdy. - Zdobyła się na sarkazm, krzyżując dłonie na swoich
piersiach. - Proponuje, byście usiedli, bo to będzie cholernie długa
historia.
Nie była na nich zła, w
sumie cieszyła się, że spotkała każdego z nich właśnie teraz. Może jej życie w
tym właśnie momencie zamknie stary rozdział i zacznie pisać nowy, lepszy?
Zerknęła na Billa, który miał w niej utkwione spojrzenie. Zatonęła chwilowo w
jego czekoladowych tęczówkach, tak jak wtedy. Krew zawrzała w jej żyłach, a
usta zadrżały. Jego widziała ostatniego i musiała przyznać, że to spotkanie
było intensywne. Zamrugała powiekami kilkukrotnie chcąc pozbyć się obrazów z
tamtej nocy. Koło niego stał Tom, kochany Tommie, który początkowo tak
piekielnie zalazł jej za skórę. Jego oczy były takie same jak jego brata, ale inne.
Nie było w nich tej głębi, którą dostrzegała u Billa, za to zamiast niej
pojawiały się w nich wesołe iskierki, za którymi tak tęskniła. Dalej stał
Gustav i to ich spotkanie lubiła najbardziej. Zupełnie niekontrolowane, pełne
śmiechu. Oderwane od rzeczywistości.
Później spojrzała na Georga i uśmiechnęła się głupkowato, marszcząc przy
tym zabawnie nos, jak to miała w zwyczaju przy szczerym uśmiechu. Ciężar
siedzący na jej sercu zniknął tak nagle, jak się pojawił i gdy tylko zobaczyła
rozchylające się ramiona Listinga, od razu w nie wskoczyła, uśmiechając się
szeroko. Wiedział… On wiedział, że jego Maya wróciła. Oparła czoło o jego
obojczyk, nosem zahaczając o jego sweter w kolorze ciemnej zieleni i
zachichotała cicho.
- Oj Sorel, Sorel. – Wymruczał cicho z rozbawieniem w głosie. – Nie miałaś
pojęcia, prawda? – Spytał, a ona doskonale wiedząc, do czego pije, potwierdziła
jego przypuszczenia.
- Dobra. Zaraz wam wszystko opowiem.
– Zreflektowała się chwilę później, odsuwając się i usiadła na sofie, obserwując
jak reszta zajmuje swoje poprzednie miejsca.
Nie wiedziała, od kogo
zacząć, zagryzła wargę i odetchnęła cicho rozglądając się po pomieszczeniu.
Wróciła pamięcią do pierwszego spotkania z członkiem zespołu i przypominając
sobie wszystko po kolei. Wstała z kanapy, ściągnęła z siebie sweter, ukazując
czarną bluzkę na ramiączkach, jedno z nich lekko zsunęła, włosy roztargała. Sięgnęła
po stojącą na stole butelkę whisky, oraz paczkę papierosów, z której wyciągnęła
białą rurkę i włożyła ją sobie do buzi. Z kieszeni dżinsów wyciągnęła zapalniczkę
i oparła się o framugę przejścia w salonie.
- Pewnego razu – zaczęła
opowiadać, obserwując każdego z nich uważnie. – Właśnie w takim stanie, stroju
i bez butów, spotkał mnie jeden z was. W jednej dłoni, jak teraz trzymałam
butelkę whisky i starałam się nieudolnie odpalić papierosa. – Zaprezentowała owe
słowa, chwiejąc się przy tym lekko, jak wtedy. Ku zaskoczeniu wszystkich z
kanapy wstał Gustav i podszedł do niej, na co Maya uśmiechnęła się szeroko. Z
jej dłoni zabrał whisky i swoją zapalniczką podpalił jej papierosa.
- Dzięki stary – bąknęła w
odpowiedzi, dłonią starając się sięgnąć po alkohol. – Wtedy owy osobnik
odpowiedział mi…
- Chyba masz już dość
alkoholu na dziś, Stara. – Zacytował Gustav, uśmiechając się do nie szeroko, na
co ona odpowiedziała mu tym samym. - Nie było by w tym nic nadzwyczajnego,
zupełnie. Ale stała kompletnie pijana, bez kurtki, z bosymi stopami pod Bramą
Brandenburską. – Odparł, uśmiechając się
szeroko. Pociągnął ją za dłoń by usiadła obok niego na kanapie, przy okazji
odkładając whisky na stół. Pod nos podłożył jej popielniczkę, w której zgasiła
papierosa.
- Gustava spotkałam
pierwszego.
Berlin, Brama Brandenburska.
Lipiec 2011r
- Cholerne papierosy –
mruczała raz za razem, starając się trafić ogniem na końcówkę białej rurki. W
drugiej dłoni niebezpiecznie kołysał się do połowy opróżniony, pół litrowy
Chivas Regal[2], który prawie, że jej wypadł, gdyby nie zręczność jakiegoś
mężczyzny, który w ostatniej chwili go przechwycił i jeszcze zdolnie odpalił
jej papierosa.
- Dzięki stary - dłonią
sięgnęła po swoją butelkę, ale on schował ją za swoje plecy.
- Chyba masz na dziś
dość alkoholu, stara. – Odpowiedział, wzrokiem przeczesując jej sylwetkę. – Jestem Gustav.- Dodał w końcu.
- Maya, jestem Maya i
nie mam dość alkoholu. – Mruknęła, zaciągając się nikotynowym dymem.
- Jak odpowiesz mi
poprawnie gdzie są twoje buty, to oddam Ci butelkę. Zgoda? – Zapytał, a jedna z
jego brwi skierowała się ku górze.
-Moje buty? Przecież mam
je na… - zerknęła w dół, a potem znów na niego – ja nie chodzę w butach. –
Sprostowała szybko, zaraz uśmiechając się szeroko. – Uważam, że to
niehigieniczne, więc przemierzam świat boso.
Gustav roześmiał się
głośno i oddał jej butelkę, z której zaraz potem pociągnęła zdrowego łyka i
znów podała ją mu.
- A więc zapraszam cię
na bosy spacer po Berlinie. – Odparł i zabrawszy od niej butelkę, wziął jeszcze
większego łyka, krzywiąc się przy tym.
Tego, że upijał więcej
łyków i oszukiwał, by ona wypiła jak najmniej dowiedziała się dopiero
następnego dnia, gdy obudziła się w obcym miejscu. Początkowo przestraszyła
się, myśląc, że zaliczyła z kimś noc i nawet tego nie pamięta. Bała się
spojrzeć w bok czy pod narzutę. Gdy w końcu to zrobiła, odetchnęła z ulgą.
Ubranie leżało na niej nienatknięte. Rozejrzała się tym razem przytomniej po
pokoju, który okazał być się… Celą. Zdarzenia wczorajszego wieczoru wpadały do
jej głowy stopniowo, aż w końcu przypomniała sobie prawie wszystko prócz tego,
przez co właściwie ją zamknęli. Zdezorientowana zachichotała panicznie. Okej,
biegaliśmy po Berlinie, obydwoje boso. Kąpaliśmy się w Müggelsee[3], Bóg jeden
wie jak się tam w ogóle znaleźliśmy, wbiliśmy komuś na imprezę…
-
Co myśmy wczoraj najlepszego zrobili? – Jęknęła do siebie, rozmasowując obolały od pryczy, kręgosłup.
-
Zamknęliśmy was, dla waszego własnego bezpieczeństwa – odpowiedział jej
mężczyzna, który okazał się być policjantem. Wraz ze swoim kolegą byliście tak
pijani, że wbiegliście do komisariatu krzycząc, że znaleźliście wioskę
smerfów[4]. Powinniście się cieszyć, że mojego przełożonego nie było, bo
skończyło by się to dla was źle. – Dodał, zaraz potem posyłając jej surowe
spojrzenie. – Możesz wyjść, dostaliście tylko upomnienie.
Nie
wiedziała, co powiedzieć, totalnie ją zamurowało. Przemknęła szybko w stronę
wyjścia, gdzie odebrała swoje rzeczy i wybiegła przed komisariat, czym prędzej
się dało, w duchu zastanawiając się skąd do cholery ma nogach swoje buty?
- Później już nie spotkałam Gustava, aż do dziś. – Zakończyła swoją
opowieść, obserwując jak grupą śmieją się do rozpuku. Sama wytarła łezki
rozbawienia, spływając po twarzy i zaczerpnęła haust powietrza. Zawsze
zastanawiało ją, co się z nim stało, jak odnaleźli jej buty i czy on to
wszystko w ogóle pamięta. Ale jak widać pamiętał i to dokładnie.
- Z komisariatu wyszedłem z samego rana, chciałem się z tobą zobaczyć, ale
policjant powiedział, że śpisz i że zostaniesz wypuszczona później, więc
przyszedłem po godzinie z kawą, musieliśmy się minąć, bo już Cię nie było. –
Wyjaśnił, jakby czytał w jej myślach. – A twoje buty, to była całkiem zabawna
historia. Oddałaś je jakiejś kobiecie, mówiąc, że w życiu nie może ich ściągać,
bo dzięki nim znajdzie się wszędzie gdzie zapragnie niczym Dorotka z „Krainy
Oz”. – Zaczął opowiadać, uśmiechając się szeroko. – A potem spotkaliśmy tą
kobietę na posterunku i kazała ci wsadzić sobie te buty do dupy, bo są pechowe
i dzięki nim znalazła się dokładnie tam, gdzie nie chciała, a nie
przeciwnie. – Zakończył śmiejąc się
gardłowo. Reszta tak samo jak on, leżała na kanapach, nie mogąc złapać tchu
przez nadmierny chichot.
- No, no, no. Kto by się spodziewał. – Zacmokał Georg. – Jak to się mówi,
cicha woda brzegi rwie. A w tym przypadku, to już w ogóle. W życiu bym cię nie
posądzał o takie coś Gustav, tak samo Ciebie Sorel.
Maya początkowo zbladła, a potem zaś
zarumieniła się i ukryła twarz w dłoniach. Fakt, jak była pijana zdarzało jej
się robić różne rzeczy, dlatego od tamtej pory z Schaferem ograniczała alkohol
jak tylko mogła, choć nie zawsze jej się to udawało. Zerknęła na Billa i Toma,
którzy uśmiechali się szeroko, ale równocześnie widać było po nich stres, bo w
końcu i na ich historie przyjdzie pora, a to one utkwiły w jej pamięci
najbardziej.
- Georgie [czyt. Dzordżi.] ty już się tak nie czepiaj. – Mruknęła cicho. – Czas
na nasze spotkanie. – Puściła mu oczko. – W porównaniu do poprzedniego, to
będzie raczej spokojne.
Dusseldorf, promenada,
Jeden z klubów.
Sierpień 2011r
Stała pod klubem
czekając aż w końcu wpuszczą ją do środka. Na nic się zdało tłumaczenie, że ma
tam dziś pracować na nocnej zmianie w zastępstwie za jedną z barmanek, która
zachorowała. Dopiero jak ochroniarz poszedł łaskawie sprawdzić rozpiskę
pracowników u szefa dostrzegł tą małą zmianę i przepraszając ją wylewnie,
wpuścił ją do środka. Dudniąca muzyka zalewała każdy kąt sali tak głośno, że aż
czuła ją na swoim ciele dudniącą w rytm jej własnego serca. Nie była
przyzwyczajona do takich klubów, zazwyczaj pracowała w małych pubach, niemieszczących
więcej niż 50 osób, a tu taka zmiana. Weszła za ladę, a potem na zaplecze gdzie
rzuciła swoje rzeczy i poszła się przebrać w strój. Czarne skórzane spodnie,
biała koszula, a do tego czerwona muszka i szelki. Na nogi wcisnęła wymagane
obcasy, a włosy spięła w luźnego koka i związała je bandaną.
Godziny mijały jedna za
drugą, a ona miała już serdecznie dość. Nigdy w życiu nie przyjmie takiej
oferty. Może i stawka była wysoka, ale nie na jej nerwy, zdecydowanie.
- Poproszę whisky z
lodem. – Usłyszała nagle, więc zrealizowała zamówienie natychmiastowo, dłońmi
sprawnie operując butelkami.
- Masz za sprawne ręce
jak na barmankę, musisz na czymś grać. – Usłyszała znów, co zaintrygowało ją,
więc uniosła swe niebieskie spojrzenie na mężczyznę.
- Jak zgadniesz, na czym,
to drinka masz za darmo. – Odparła uśmiechając się lekko, naprawdę
zainteresowana tym, skąd mógł wiedzieć.
- Pianino. To na pewno.
Masz długie i zgrabne palce, idealne do gry na klawiszach. I pewnie jeszcze
gitara, ale to wnioskuje po odciskach. – Wskazał podbródkiem na jej kciuk,
zmasakrowany od strun.
- Gratuluję, ma Pan
drinka na koszt firmy. - Uśmiechnięta postawiła przed nim na podkładce drinka.
– Jestem Maya.
- Miło mi Maya, jestem
Georg. – Zaoponował, zaraz kładąc przed nią 20€. – Proszę, to napiwek za sprawne zaserwowanie
drinka.
- Mi również miło i
dziękuję – odparła szczęśliwa, zaraz chowając pieniądze do kieszeni. – Też
grasz. – Stwierdziła, czyszcząc szkło. – Inaczej nie zwróciłbyś uwagi na moje
dłonie. Chyba, że to twoje zboczenie. – Zerknęła na niego podejrzliwie.
- Żadne zboczenie, gram
na gitarach. – Przyznał z uśmiechem. – Może masz ochotę pograć ze mną dziś po
pracy? Dosłownie pograć, nic więcej. – Zaoferował.
- A ja się zgodziłam.
Graliśmy razem długo, początkowo u niego, potem u mnie. Dla relaksu.
Zaprzyjaźniliśmy się i granie stało się naszą odskocznią. On nie grał zawodowo,
tylko dla siebie, a ja… Nie zapomniałam o tym, że muzyka niegdyś była częścią
mojego życia. – Przyznała z uśmiechem, zaraz potem żałując, że zdradziła swój
sekret, bo wskazujący palec Billa pokazywał nic innego jak pianino stojące w
rogu salonu.
- Pokaż co potrafisz.
~*~
[1] Tak jakby ktoś nie wiedział, jak wygląda szafa komandor: KLIK
[2] Chivas Regal: szkocka WHISKY
[3] Jezioro Müggelsee: KLIK
Moi drodzy.
Cieszę się, że wróciłam. Tym razem nie odejdę. Rozdział miał się pojawić wczoraj wieczorem, ale blogger zrobił mi psikusa i nie dodał ustawionej publikacji. Osobiście ten rozdział niezbyt mi się podoba, ale może to kwestia stresu? Nie wiem. Następna część w niedzielę lub poniedziałek.
W rozdziale 4: Historia Toma i Billa. Czy Maya zagra na pianinie? Kim jest Rosalie Veer? Co dalej stanie się z Mayą?
ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI: BOHATEROWIE.
ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI: BOHATEROWIE.